W moim kraju, ale tak jakby nie moim ...


Od kiedy zaczęłam uzyskiwać jakąkolwiek świadomość polityczną czy poglądową, strasznie emocjonowałam się takim wydarzeniem jak wybory. Będąc niewiele młodsza byłam przekonana, że żyje w wolnym kraju, gdzie mój głos jako obywatela ma jakieś znaczenie, że jeżeli ludzie chcą to mogą coś zmienić w normalny i cywilizowany sposób. Nie rozumiałam i nadal nie rozumiem dlaczego ludzie nie mogą wykonać swojego przywileju, a zarazem obowiązku wobec swojego kraju. Nie wiem, nie wyobrażam sobie abym mogła słuchać od rodziców, że oni nie idą na wybory. Raz oni sami się motywują, a na dokładkę ja rzępolę, że muszą, że trzeba. Logiczny jest dla mnie wniosek, że jak człowiek nie głosuje (a miał możliwość) to nie ma prawa do narzekania. Bo dlaczego ? Nie chciało mu się podnieść dupy z krzesła i zrobić"trzech kroków", ale siedzieć i narzekać może - jak mu źle? Ja się pytam co zrobił żeby to zmienić ? "Mój głos nic nie zmieni" Na pewno te 50 % nie oddanych głosów nie zmieniłoby NIC, naprawdę nie wniosło by NIC...

Jeszcze kilka lat temu jak myślałam o wyjeździe za granicę to zawsze uważałam, że to będzie przygoda, że pojadę na kilka lat podszkolić język, pozwiedzać świat i wrócę do Polski - bo nie wyobrażałam sobie, życia poza granicami MOJEGO kraju. Jednak z upływem lat zaczęłam nabierać przeświadczenia, że MÓJ kraj mnie nie chce. Moja idealistyczna wizja powrotu do kraju i założenia rodziny w nim - jakby niknie w oddali z każdym rokiem. Zaczynam sobie zadawać pytanie jak małe dziecko "dlaczego ja w wieku 20 lat muszę szukać pomysłu jak wyjechać z MOJEGO kraju i uzyskać stały pobyt w innym kraju?". Wiem, że jest wiele osób które zarzucą mi, że biorę od państwa to co fajne, a później chce się ulotnić nie dając nic w zamian. Jednak serio uwierzcie mi ja na prawdę wiele nie oczekuję i w sumie nie chce zbyt wiele, aby to państwo "mi dawało", chciałabym jedynie żyć ze świadomością, że mam perspektywy w tym kraju, że mam możliwość rozwoju, że mogę z pewnością planować tu przyszłość. Chciałabym iść do sklepu i nie być traktowana z góry jako złodziej, chciałabym iść do urzędu i nie być traktowana jako natręt, myśląc o zostaniu przedsiębiorcą nie chciałabym w podświadomości liczyć się z tym, że w którymś momencie zostanę uznana za złodzieja, chciałabym mieć poczucie bezpieczeństwa i podtrzymywania prawdy historycznej, chciałabym, aby moja pensja miała większą wartość niż 7zł/h, idąc na wybory nie chciałabym się zastanawiać nad tym czy mój głos będzie miał jakieś znaczenie? Czy ja naprawdę wymagam tak wiele ? Wydaje mi się, że moje oczekiwania nie są jakieś wielkie, że nie  są niemożliwe. Wydają mi się wręcz podstawą do normalnego funkcjonowania w sensie dosłownie funkcjonowania, a nie egzystowania...

Nie jestem socjologie, politologiem tak naprawdę jestem nikim, a może jestem kimś ? Chciałabym być uważana za obywatela, co ma prawo powiedzieć co mu się podoba lub nie, co ma prawo zabrać głos w sprawie dotyczącej bezpośrednio jego życia, a nie bezmyślną marionetką, która ma tylko pracować, płacić podatki nie sprawiać zbyt wielu problemów, najlepiej nie pytać i zgadzać się ze wszystkim co się jej powie.


Czasem mam wrażenie, że ludzie z gimnazjum są bardziej żądni zmian niż osoby dojrzałe. Rozumiem ludzi którzy od 25 lat chodzą na wybory i są znużeni bo nic się nie zmienia, tracą nadzieję z każdym rokiem i z każą złotówką powiększającego się deficytu. Jednak nie rozumiem ludzi młodych? Jakieś debilne ACTA i tłum młodych nie zawsze pełnoletnich ludzi, potrafiło zmusić rząd do wycofania swoich urojonych postulatów, nie udało się to rodzicom "5-latków", a udało się młodym gówniarzom... To takie smutne, że dopiero jak nam coś chce odebrać to zaczynamy o to walczyć... Jest "chujowo ale stabilnie" - nie nazwałabym stabilnością dawania możliwości, aby inne kraje zrzucają wszystkie "gówniane" sprawy na nasze plecy bo przecież II wojna światowa to tak naprawdę wina Polski, spory międzynarodowe to nasza specjalność, nie zapomnijcie wypłacić jakiś odszkodowań oficerom SS (jakby jakiś jeszcze żył i chciał to zawsze może próbować zakładam, że może nawet uda mu się coś ugrać w naszym kraju), jednak jakbyście chcieli jakąś finansową pomoc będąc obywatelem w SWOIM kraju nie zapomnijcie przynieś jakiegoś przekonywującego dowodu np. głowa pod pachą czy coś ? Jest tak stabilnie, że nadal więcej osób wyjeżdża niż wraca.

Może "gówniarze" z gimnazjum mają więcej rozumu? Może ludzie wieku 18 lat przechodzą jakieś pranie mózgu i w sumie mają gdzieś co się dzieje w kraju. "Nie interesuje się polityka" czyli co ? Nie masz poglądów ? Nie wiesz w jakim państwie chcesz żyć? W związku z czym po co tu jesteś skoro nie obchodzi Cię gdzie żyjesz i jak żyjesz to może jesteś jaką amebą czy coś ?


Z czasem zaczynam się zastanawiać, a może popadać w jakiś obłęd - czy tylko MI jest tak źle w MOIM kraju ? Czy tylko ja mam poczucie bycia sierotą wielkiej plątaninie niezrozumiałych paragrafów i kruczków, afer i łapówek, gdzie "dzieci lepszego Boga (czy ojca)" mogą wydawać 10 razy tyle na ubrania co jedna uboga rodzina wydaje na jedzenie. Czy tylko ja mam wrażenie, że MÓJ kraj chyba nie dojrzał do demokracji ? 25 lat temu było za wcześniej i teraz chyba też jeszcze jest nieodpowiedni czas. Kiedy ludzie swój przywilej, a zarazem obowiązek wobec kraju traktują jak gówno, coś nieistotnego.



Czy MÓJ kraj będzie jeszcze MÓJ za 20 lat ?


Tak tylko myślę.
#rozważaniarozemocjonowanejnastolatki #wybaczjużnienastolatkajednakchybanadalnapozimiepięciolatka  #mojkrajtakipiekny #zironiąizesmutkiem #mamozabierzmniestąd #jestemzadużaabybyćdorosła #hasztagisąnajważniejsze



Komentarze

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Karta kredytowa dla au pair jak to ugryźć, żeby polecieć na Hawaje za 95$ z East Coast?

Match, matcha, matchem pogania, a PM jak nie było tak nie ma... #CC

Czy czegoś się nauczyłam?