Czy czegoś się nauczyłam?


Hello from the other side! 


OK! Zrobiłam to - znowu !



W sumie nie mówiłam sobie jeszcze"już nigdy więcej", jakkolwiek przebiegałaby moje przygody. Wręcz przeciwnie w drodze na lotnisko czy w powrotnym samolocie zawsze się zastanawia "co następne"?

Największy, żal mam do siebie, że nie zrobiłam tego wcześniej. Pamiętam jak po drugiej klasie liceum miałam konto na apw, jak bardzo beznadziejny był mój opis, że bałam się napisać do kogokolwiek ponieważ bałam się negatywnej odpowiedzi. Pamiętam moje najdłuższe wakacje życia, które spędziłam również w domu, bo zrobiłam dokładnie to samo co wcześniej. Żałuje, że w zeszłe wakacje nie wyrwałam się nigdzie chociaż na miesiąc (a była taka słodka rodzinka z Islandii!!). Więc każdemu kto się zastanawia nad czymkolwiek powiedziałabym "lepiej żałować, że się spróbowało, niż zastanawiać się co by było gdyby". Jeżeli już się nad czymś zastanawiasz do dobra podstawa, żeby coś zrobić.


Wracając do teraźniejszości. Za dwa dni minie miesiąc od kiedy jestem w domu! Trzy tygodnie, a ja nadal nie wiem co się w okół mnie dzieje... Wracając do mojej przygody jako summer au pair - jak zawsze będę wspominać te najlepsze chwile, chociaż tych złych nawet nie było wiele. Odpoczęłam, opaliłam się czego chcieć więcej?

Po trzeciej przygodzie mogę powiedzieć, że mimo jakiegoś doświadczenia, oczekiwań to każda przygoda i rodzina jest zupełnie inna. Będąc z moją 3 HF, zaczęłam się zastanawiać, czy moja 1 czy 2 HF była tak super, czy wgl mi się podobało, czy miało to sens? Jednak po odwiedzeniu mojej pierwszej rodzinki doszłam do wniosku, że każde z doświadczeń było zupełnie czymś innym, co innego wniosło do mojego życia, i nauczyłam się za każdym razem czegoś nowego.

Co mi przeszkadzało, a czego się nauczyłam i co doceniam w danej przygodzie? 


W pierwszej rodzinie po czasie zaczęło denerwować mnie sprzątanie, w sumie czułam się bardziej jak sprzątaczka niż au pair, to że mało kiedy hości zabierali mnie ze sobą, nie czułam się jak część rodziny i niskie kieszonkowe. Jednak po odwiedzinach u nich przypomniałam sobie, że w sumie z hostką miałam mega koleżeńskie kontakty zawsze plotkowałyśmy na temat znajomych, rodziny, zakupów etc. Miałam mega dużo czasu dla siebie i zajebistą lokalizację. Największy minus, że przesiedziałam ponad pół roku na dupie nie robiąc nic, nie poszłam do pracy, nie poszłam do szkoły. 
Nauczyłam się angola - zdecydowanie mój poziom się podniósł, nauczyłam się smażyć steki na very very well done xD, i mielone! 

W drugiej rodzinie największym minusem była lokalizacja, beznadziejna komunikacja publiczna oraz brak samochodu, na dodatek w domu był wieczny rozgrabiasz, beznadziejny hajs,nadal mam przekonanie, że host i najstarsze hk mnie nie lubili hahah. Plusy poczułam się chociaż trochę jako członek rodziny dzięki wieczornym spędzaniem czasu przed telewizorem. Nauczyłam się robić naleśniki i pranie hahahah

W trzeciej rodzinie największym minusem ponownie była lokalizacja. Pomimo tego, że tu miałam spoko połączenie z miastem/Londynem czy Brighton, no to nadal musiałam wydawać hajs na bilety, imprezy odpadały no chyba, że chciało się poszaleć z kasą na taxi, późne powroty z Londynu odpadały, no chyba że ktoś chętny na zawał pośrodku nieoświetlonej drogi. Tak więc większość dni w ciągu tygodnia kiedy miałam wolne między porankiem, a wieczorem siedziałam w domu. Pozytywy, poczułam się jak członek rodziny, wieczorne kolacje i telewizja z hostami, weekendowe lunch z innymi członkami rodziny, wspólne wakacje etc, spoko kasa i extra płatne bs. Nauczyłam się obsługiwać suszarkę, trochę gotować. 





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Karta kredytowa dla au pair jak to ugryźć, żeby polecieć na Hawaje za 95$ z East Coast?

Match, matcha, matchem pogania, a PM jak nie było tak nie ma... #CC